19.07.2012

Kilka luźnych słow o drożdżówkach i innych rzeczach...

Mówią że drożdżowe potrzebuje cierpliwości,ciepełka,czasu i pozytywnych uczuć wkładanych podczas wyrabiania inaczej nie odwdzięczy sie nam puchata strukturą,mięciutkim wnętrzem i maślanym smakiem. Wyjdzie nam za to całkiem treściwy gniot, którym można spokojnie wybić oko, okno czy co sie chce. O drożdzym mówi się wiele, jest wiele zasad których powinniśmy sie trzymać by efekt był taki jak chcemy, z jednej strony banalnie proste sporządzane od X lat, ot co połaczenie mąki,drożdzy,tłuszczu,cukru czy tego tam chcemy, a z drugiej strony wspomniany efekt gniota wcale nie jest rzadkim widokiem. Ja przeszłam wiele gniotów,stosując się według wskazówek różnych osób. Mam to szczęscie że jestem w stanie powiedzieć ... choć nie ukrywam że jeszcze niedość pewnie że ja drożdzowe juz wyczułam. Miętole je kiedy sie da...
I to wszystko co napisałam wcześniej o czasie,cierpliwości, uczuciach w moim wypadku niezdaje egzaminu. Naszczęscie drożdzowe od dłuższego czasu mnie nie zawodzi, czuje sie pewnie z nim. 
Oj, troche was okłamałam. Niech będzie, daje mu czas, bo to podstawa ... czasami zapominam sobie troche o nim. Ale na złe mu to nie wychodzi. Nigdy nie przesadzam. Mam cierpliwość... to chyba jedno z ciast dla którego tą cenna ceche jestem w stanie oddać. Ale jesli chodzi o uczucia?... cóż.
Oczywiście przykładam sie jak moge, ale od jakiegoś czasu drożdzowe to moja terapia. Kiedy mam ochote poprostu skupić całą uwage na czymś nieco dłużej,nie myslec przez jakiś czas o tym co zaprząta mi umsył , albo chce sie wyżyć nie ryzykując ze komus sie oberwie, biore i zagniatam drożdzowe. Miętole,tarmosze,ugniatam, wyrzucam z siebie wszystko...Bolą dłonie,ręce,bo robie z nim różne rzeczy. 
 Nie wiem czy to ma jakies uzasadnienie psychologiczne ale mi w pewnym sensie pomaga. Zdarza sie ze narobie się jak głupia bułeczek, chlebów,drożdzówek tylko po to zeby pozbyć sie smutków lub złości. Pocieszam się, ze przy okazji robie coś dobrego. Ostatnio w moim domu jest hala produkcyjna drożdzowego ciasta. Plus napewno jest taki że wyroby drożdzowe są tanie, ekonomiczne i można na niezliczoną ilość sposobów przerobić ciasto drożdzowe. Żeby nie było... nie robie go tylko w tych gorszych chwilach ... bo czasami poprostu mam na nie ochote i z przyjemnoscia go robie. Ale bez wątpienia wyrabiania ciasta drożdzowego rozładowuje,uspokaja ... przynajmniej ja ostatnio mam takie wrażenie:)

Btw, odchodząc troche od prywaty ... tym razem nie będzie klasycznego wpisu. Kto dobrnął dotąd pewnie zdąrzył sie zorientowac. Dzisiaj luźny wpis... Na fotografii drożdzówki... jeszcze czerwcowe. Przepis kiedyś już podawałam na blogu, ale w troche innej odmianie. Żeby nie było dodam i ta wersje, bo jest pyszna.Puchate drożdzówy z pysznymi letnimi owocami. Bardzo smakowały!

Wybaczcie, jak będzie nad wyraz luźny przepis ale jakos tak ... "drożdzowo" u mnie:)

DROŻDŻÓWKI Z TRUSKAWKĄ I BORÓWKĄ AMERYKAŃSKĄ
/na kilka drożdzówek, w zależności od wielkości/

250 g mąki
ok.10 g drożdzy (zrobić rozczyn)
szczypta soli
125 ml mleka
1 jajko
1/8 szklanki oleju
troche mniej niż 1/2 szklanki cukru
ok. 5 g cukru waniliowego

środek:
po 1-2 truskawce do każdej bułeczki
po kilka borówek amerykańskich
po szczypcie cukru brazowego na owoce
po odrobinie mąki ziemniaczanej do każdej bułeczki

Mąke przesiać, dodac sól i cukry. Mleko podgrzać, zeby było ciepłe. Do mąki wlać mleko,jajko,rozczyn. Zarobić ciasto. Pod koniec dać olej. Wyrabiac aż będzie elastyczne i miękkie. Odłożyć do wyrośniecie na ok. 1-1,5 h. W srodku wyrastania można odgazować, przerobić i dalej odłożyć do wyrastania.Po tym czasie rozwałkować ciasto, nie za cienko. Pokroić na kwadraty lub prostokąty- jak wygodniej.
Na każdy taki kwadrat czy prostokąt,położyć po skosie po jednej lub dwie truskawce( można pokroić na połowki),w zależnosci jak są duze i jak sie mieszczą,po bokach położyć kilka borówek, oprószyć cukrem i mąka ziemniaczaną, skleić i formowac podłózne bułeczki. Postepować analogicznie z każdą.
Ja swoje posmarowałam jajkiem rozkłoconym z mlekiem, posypałam wygrzebaną z zamrażalnika kruszonką i dałam im się napuszyć na ok. pół godzinki. Piekłam w 220 stopniach przez ok. 10-15 minut do zrumienienia. Jadłam jeszcze gorące, choć mama zawsze mówi ze nie wolno ;)
Smacznego:)

2 komentarze:

  1. taka pachnąca, drożdżowa bułeczka do kawki z rana, marzenie!

    OdpowiedzUsuń
  2. o jeny aż by się chciało je wyciągnąć z ekranu laptopa

    OdpowiedzUsuń